Przewodnik metodyczny

Historia z podręcznika

Kiedy miałem siedem lat, zbudowaliśmy razem z kolegami na dachu naszego czteropiętrowego domu bunkier przeciwlotniczy i ostrzeliwaliśmy samoloty wroga nadlatujące z sąsiedniego podwórka. Kiedy ojciec, wracając z pracy, zobaczył mnie na dachu, to zawołał mnie na dół, złoił, co trzeba, i powiedział, że jak mnie jeszcze raz tam zobaczy, to popamiętam. Ja się na ojca oczywiście obraziłem, że zabrania mi takiej fajnej zabawy i chodziłem naburmuszony przynajmniej tydzień. Gdy minęło siedem lat i popatrzyłem na ten dach, to… przyznałem ojcu rację, że mnie wtedy z niego ściągnął, ale wtedy właśnie poznałem na wakacjach bardzo fajnych kolegów. Mieli kropki pod lewym okiem i razem piliśmy wino marki wino i uczyliśmy się strzelać z żyletek. Gdy ojciec zobaczył moje nowe towarzystwo i jego obyczaje, to zawołał mnie do domu, złoił, co trzeba, i absolutnie zakazał się z tymi panami spotykać. Ja się oczywiście na ojca niesamowicie obraziłem. Miałem do niego ogromny żal, że to on mi chce kolegów wybierać. Nie odzywałem się do niego ze dwa tygodnie. Ale kiedy minęło siedem lat i prawie wszyscy moi „git koledzy” siedzieli w więzieniu, to … w duszy przyznałem ojcu rację, że mnie wtedy od nich pogonił. Ale wtedy właśnie poznałem pierwszą wielką miłość mojego życia – Basię. Basia była starsza ode mnie cztery lata. W zasadzie nikt nie wiedział, czym się zajmuje. Nie była studentką, ale ciągle kręciła się po akademiku. Zakochałem się w niej po uszy i na ferie zaprosiłem ją na jeden dzień do swojego miasteczka. Gdy przyjechała, przedstawiłem ją ojcu: – Tato, pozwól, to moja narzeczona. Ojciec bardzo życzliwie z Basią rozmawiał. Wieczorem odprowadziłem ją do autobusu, a kiedy wróciłem ojciec powiedział: – Ja ci synu tego małżeństwa nie pobłogosławię. Wkurzyłem się maksymalnie. Poszedłem do swojego pokoju, wyciągnąłem walizkę i zacząłem szykować się do opuszczenia domu na zawsze. Ale gdy tak wrzucałem swoje rzeczy do walizki, zaczęły nachodzić mnie wątpliwości. A gdzie zamieszkamy? A z czego będziemy żyli? W końcu walizkę rozpakowałem, a ojcu powiedziałem krótko: – Zmarnowałeś mi życie! Nie zapomnę ci tego nigdy! Nie odzywałem się do niego przez całe ferie, a także potem, przez kilka miesięcy nie pisałem do domu żadnych listów. Gdy minęło siedem lat, a Basia zdążyła być już po dwóch kolejnych rozwodach, to … przyznałem mojemu ojcu rację, że wtedy właśnie tak postąpił. A teraz proszę księdza mam 35 lat, żonę, troje dzieci i trafia mi się wspaniały kontrakt w Iraku na budowie cukrowni. – I co, jedzie pan? – zapytałem. – Ja bym i pojechał, ale ojciec mówi, żeby nie jechać. Mówi, że gdy wrócę, to dzieci będą mi mówić „proszę pana”. Ja bym tak nie tragizował, ale nie jadę. Jak znam życie, to za siedem lat przyznam ojcu rację.

(P. Pawlukiewicz, Z młodzieżą spokojnie o … rodzicach, Warszawa 1996)

WSTECZ DALEJ