Przewodnik metodyczny

Odczytanie historii z podręcznika

Kiedy miałem 13 lat, umarła moja mama. Tata był dobry, ale mało zaradny i nijak nie mógł sobie poradzić z czwórką rozbrykanych dzieci. Ja byłem z nich najstarszy i – zamiast być odpowiedzialnym za młodsze rodzeństwo – najwięcej dawałem ojcu w kość. Wagary w szkole, papierosy, alkohol, ciągłe skargi nauczycieli, kradzieże, bójki. Ale to był dopiero początek mojego upadku. Pewnego dnia tak po prostu wyszedłem z domu. Bez słowa. No, może nie całkiem bez słowa, bo zostawiłem kartkę na stole z napisem: „NIE SZUKAJCIE MNIE. RAFAŁ”. Czy mnie szukali? Chyba tak… Na pewno tak, choć ja wtedy o tym nie myślałem.
Czy wiecie, jak wygląda życie na dworcu? Obyście nigdy tego nie doświadczyli! Mieszkałem tam przez pięć lat. Ciągle byłem głodny, niewyspany, brudny, cuchnący, wciąż szukałem czegoś i nie wiedziałem czego. A za kawałek chleba byłem gotów zrobić wszystko, nawet sprzedać siebie. I sprzedawałem…
Potem doszły narkotyki. Chwile błogie, kiedy uciekało się w świat fantazji, ale później tym dotkliwiej spadało się z powrotem na ziemię. I ten ciągły głód, niewyobrażalny głód. Głód, który odziera człowieka z resztek godności.
Najbardziej chciałem umrzeć, chciałem, żeby to wszystko wreszcie się skończyło. I pewnie byłby to mój koniec. Najlepszym wybawieniem z beznadziei – tak mi się wtedy wydawało – jest odejście na zawsze.
Ale któregoś dnia – dokładnie siedem lat temu – na dworcu usiadł przy mnie chłopak w moim wieku, może ciut młodszy. Nie wyróżniał się niczym w tłumie, ale miał coś w sobie takiego, co… Właściwie nie wiem, jak to określić. Usiadł przy mnie i zapytał, czy chciałbym być szczęśliwy. Spojrzałem na niego, jak na kogoś z innej planety: Ja? Szczęśliwy? A cóż to jest szczęście? Mój obraz szczęścia z dzieciństwa zatarł się już na dobre.
– Jest ktoś, kto może ci dać szczęście – usłyszałem. I zaraz pomyślałem, że śnię. I chyba faktycznie śniłem, śniłem już od wielu lat, i teraz ktoś chciał zbudzić mnie jak z letargu…
Dzięki Piotrowi trafiłem do wspólnoty, a w niej odnalazłem Jezusa. Tak! Odnalazłem Jezusa! Może to brzmi jakoś dziwnie, górnolotnie, ale ja naprawdę spotkałem Jezusa!!!
Dzięki moim nowym przyjaciołom zacząłem zmieniać swoje życie: dostałem dach nad głową, skończyłem szkołę, zacząłem leczenie, ale – i to było najważniejsze – zobaczyłem w sobie CZŁOWIEKA. Ta zmiana trwa już siedem lat. Wciąż jeszcze nie zamknąłem tamtego rozdziału, choć bardzo tego pragnę. Ale najważniejsze jest to, że Bóg mi przebaczył. Tak! Powiedział mi to bardzo wyraźnie: że przebacza i że kocha. Spotkałem Go w konfesjonale… Na nowo uczyłem się, jak żyć, jak się modlić, jak kochać…
A dziś idę spotkać się z moim ojcem. Nie widziałem go kilkanaście lat. Czy go poznam?

WSTECZ DALEJ